Zatrzymujemy pijanych imprezowiczów. Jest niedziela rano i towarzystwo z pobliskich wsi jest rozwożone busem do domów (lub raczej do miejsc, gdzie dopiją się na amen). My, rześcy i wyspani, jakoś nie pasujemy do towarzystwa. Na pace busa z dwudziestoma innymi podróżnikami docieramy jakieś 50 km dalej.